Podatek gruntowy w Polsce

Polska do raj dla deweloperów. Nie dość, że wybudowane przez siebie mieszkania sprzedają z marżą sięgającą często połowy ich wartości, to jeszcze chcą by to miasto ponosiło koszty infrastruktury, dzięki której mieszkania te w ogóle nadają się do użytku i mogą znaleźć nabywców. Czy taka praktyka jest normalna? Oczywiście, że nie.

W większości krajów Europy oraz w USA istnieją mechanizmy podatkowe, które pozwalają samorządom uzyskać od właścicieli terenów, na których powstają nowe inwestycje, fundusze na budowę infrastruktury niezbędnej do ich obsługi. Zazwyczaj jest to tak zwana renta planistyczna. Jest to podatek od wzrostu wartości gruntu, który bierze się ze zmiany jego użytkowania wynikającej z uchwalenia planu zagospodarowania. Drugim mechanizmem podatkowym używanym przez państwa zachodnie jest podatek katastralny, który naliczany jest od rynkowej wartości nieruchomości. Zatem jeśli rośnie wartość nieruchomości, rośnie także owy podatek. Właśnie dzięki takim mechanizmom podatkowym, samorządy krajów Europy Zachodniej i USA mają fundusze na realizację inwestycji publicznych.

W Polsce system podatków gruntowych jest wadliwy. Samorządy mają prawo do wpisywania do planów zagospodarowania tak zwaną renty planistycznej, która może wynieść nawet 30% od wzrostu wartości gruntu. W praktyce jednak bardzo rzadko się zdarza by taki podatek nakładano. W dodatku bardzo łatwo go uniknąć, bo obowiązuje on tylko przez 5 lat od uchwalenia planu zagospodarowania. Warto przypomnieć, że opracowywanie planu zagospodarowania trwa w Polsce średnio około 7 lat.

Również podatek gruntowy nie daje samorządom funduszy, dzięki którym inwestycje publiczne mogłyby się “zwrócić”. Pobiera się go przeliczając stawkę od przeznaczenia nieruchomości (mieszkalna, działalność gospodarcza itp.) przez jej powierzchnię, bez uwzględnienia jej wartości rynkowej. W związku z tym prowadzenie publicznych inwestycji nie przekłada się w żaden sposób na zwiększenie podatku od okolicznych nieruchomości. Co za tym idzie – na wzroście ich wartości zarabiają tylko ich właściciele, czyli często właśnie deweloperzy.

Lobby inwestorów próbuje pokazać, że nakładanie na nich obowiązku finansowania publicznej infrastruktury jest wielką niesprawiedliwością. Warto zatem zwrócić uwagę, że bez publicznej infrastruktury – ulic, szkół, czy zieleni (jakże często deweloperzy reklamują, że ich inwestycja położona jest w pobliżu parku) budynki budowane przez deweloperów byłby bezwartościowe. Przywołując przykład, którym posłużył się przedstawiciel Polskiego Związku Firm Deweloperskich, działanie deweloperów można porównać do osoby, która prowadzi sklep i na nim zarabia, ale nie płaci dostawcom, dzięki którym w ogóle ma towar.

Zobacz też:

Zdjęcie w nagłówku zaczerpnięte z Wikimedii na licencji CC BY-SA 3.0 autorstwa Alberta Jankowskiego.

Miasto jest Nasze pozwane za Warszawską Mapę Reprywatyzacji!

Kilka dni temu członkowie zarządu stowarzyszenia Miasto jest Nasze Jan Śpiewak i Marcin Jarzynowski otrzymali pozew od pana Macieja Marcinkowskiego i jego syna Maksymiliana. W pozwie Panowie Marcinkowscy zarzucają nam naruszenie swoich dóbr osobistych poprzez publikację Warszawskiej Mapy Reprywatyzacji oraz związane z nią komentarze MJN w mediach. W związku z tym domagają się publicznych przeprosin, zapłaty 50 tysięcy złotych oraz wnioskują o zabezpieczenie powództwa poprzez:

  • usunięcie strony reprywatyzacja.miastojestnasze.org
  • usunięcie nieprzychylnych Panu Marcinkowskiemu komentarzy z naszego profilu na Facebook’u
  • zakazanie nam na czas trwania procesu: publicznego formułowania w jakiejkolwiek formie stwierdzeń zawierających informacje lub sugestie, że którykolwiek z powodów działalności gospodarczej postępuje nieuczciwie, nieetycznie, działa w układzie z urzędnikami lub politykami, bierze udział w korupcji.

Oznaczało to de facto zakaz wypowiadania się przez nasze stowarzyszenie na temat działalności rodziny Marcinkowskich. Na szczęście, próba uciszenia nas została odrzucona przez sąd, który wniosek o zabezpieczenie powództwa oddalił.

Miasto jest Nasze powstało z potrzeby patrzenia władzy na ręce i dbania o interes publiczny. Przez osiem lat rządów Platformy Obywatelskiej w Warszawie nie istniała żadna opozycja, która byłaby w stanie rzetelnie kontrolować poczynania władz. Przez te osiem lat w trójkącie “władza-obywatele-wielki biznes” tylko głos “władzy” i “wielkiego biznesu” był słyszalny i reprezentowany. Nagłośnienie afery bemowskiej, ujawnienie samowoli konserwatorskiej na placu Zamkowym czy faktu sprywatyzowania Jeziora Gocławskiego i tunelu Trasy W-Z, odkrycie wykorzystania jednostek specjalnych GROM przez Hannę Gronkiewicz-Waltz do obsługi konferencji prasowej, ukazanie powiązań między Maciejem Marcinkowskim a politykami rządzącej Warszawą i Polską partii – to tylko część działań podjętych przez Miasto Jest Nasze w ciągu ostatnich kilku miesięcy.

Ostatnie informacje prasowe ukazujące niejasne działania Ratusza związane z zamianą roszczeń pana Marcinkowskiego do boiska liceum na ulicy Foksal na działki na placu Defilad pokazują, że działalność takich inicjatyw jak Miasto jest Nasze jest kluczowa dla transparentności poczynań władzy. Nie zamierzamy dać się zastraszyć rodzinie Marcinkowskich. Warszawa to nie Moskwa, gdzie deweloperzy i oligarchowie mogą zamykać usta działaczom społecznym. Dzięki zadziwiającej bierności państwa i samorządu wyrósł w Warszawie wielki biznes dewelopersko-reprywatyzacyjny, który obraca kwotami rzędu miliardów złotych. Jego ofiarami stają się już nie tylko lokatorzy mieszkań komunalnych, ale wszyscy warszawiacy, którym odbierane są publiczne parki, szkoły, tunele a nawet jeziora. Nie damy się uciszyć: będziemy dalej informować opinię publiczną na temat działań władzy samorządowej godzących w interes publiczny.

[red_box]Zobaczcie za co nas pozywają: http://reprywatyzacja.miastojestnasze.org/ [/red_box]