List do papieża Franciszka

Warszawa, 14.04.2016

Jego Świątobliwość Papież Franciszek

Ojcze Święty,

W swojej encyklice „Laudato Si” Wasza Świątobliwość wielokrotnie przywołuje problem niszczenia i zanieczyszczenia środowiska, widoczny zwłaszcza w miastach na całym świecie. Jak czytamy w dokumencie:

Istnieją formy zanieczyszczeń, które codziennie wpływają na ludzi. Narażenie na działanie zanieczyszczeń powietrza stwarza szeroką gamę oddziaływań na zdrowie, zwłaszcza osób najuboższych, powodując miliony przedwczesnych zgonów. Chorują one na przykład z powodu wdychania spalin pochodzących z paliw używanych do celów kuchennych czy ogrzewania.

Zwracamy się do Waszej Świątobliwości, aby przy okazji mających się odbyć w tegoroczne wakacje Światowych Dni Młodzieży w Krakowie, zechciał zwrócić uwagę na zanieczyszczenie polskich miast. Problem ten w ostatnich latach przybrał ogromną skalę i staje się tematem, wobec którego nie chcemy przechodzić obojętnie.

Jest nam bardzo przykro, że zapraszamy Ciebie, Ojcze Święty, oraz tysiące pielgrzymów z całego świata do Krakowa. Jest to najbardziej zanieczyszczone miasto w Polsce i jedno z najbardziej – w całej Europie. Miastem, gdzie ponad 750 tysięcy ludzi przez cały rok oddycha powietrzem, w którym normy dopuszczalnych zanieczyszczeń przekroczone są o kilkaset procent.

Drugim miastem, do którego przyjadą pielgrzymi, jest oczywiście stolica Polski – Warszawa – która od kilku sezonów notuje równie wysokie wskaźniki zanieczyszczenia powietrza. Organizacje ekologiczne i społeczne biją na alarm, ponieważ jakość powietrza pogarsza się, a władze miasta, mimo składanych obietnic niewiele robią, by ten stan rzeczy poprawić. Niestety – mimo protestów społecznych – w stolicy nadal wycina się wiele drzew. Zabudowuje się także kliny napowietrzające i nie wprowadza żadnych działań, które miałyby uspokoić ruch samochodowy w miejscach najbardziej zanieczyszczonych.

Przykro stwierdzić, że do dalszego zwiększania zanieczyszczeń mogą się przyczynić także inwestycje planowane na terenach instytucji kościelnych (kwestia Roma Tower) i zakonnych. Aktualne plany obejmują między innymi zabudowanie kilkusetletniego ogrodu, czy też zaburzenie walorów krajobrazowych skarpy warszawskiej.  

Wiedząc o tym, że dla Ojca Świętego temat ekologii i dbałości o środowisko nie jest obojętny, prosimy o zwrócenie uwagi na sytuację polskich miast. W lipcu 2016 roku w czasie Światowych Dni Młodzieży mają one stać się miejscem wspólnej modlitwy i świętowania. Tymczasem na co dzień ze względu na zanieczyszczenie, stają się miejscami trudnymi i niebezpiecznymi do życia, co dodaje wszystkim parafianom trosk i często utrudnia dostrzeżenie w codziennym życiu piękna Bożego Majestatu.

Polacy to naród katolików, w którym wciąż żyje głęboki szacunek do Kościoła i do misji Ojca Świętego. Tak jak niegdyś Polacy znajdowali pocieszenie i nadzieję w pontyfikacie Jana Pawła II, tak i my dzisiaj szczerze i z nadzieją w sercach spoglądamy w Twoją stronę, Ojcze Święty.

Ta siostra protestuje z powodu zła, jakie jej wyrządzamy nieodpowiedzialnym wykorzystywaniem i rabunkową eksploatacją dóbr, które Bóg w niej umieścił. Dorastaliśmy myśląc, że jesteśmy jej właścicielami i rządcami uprawnionymi do jej ograbienia. Przemoc, jaka istnieje w ludzkich sercach zranionych grzechem, wyraża się również w objawach choroby, jaką dostrzegamy w glebie, wodzie, powietrzu i w istotach żywych.

Słyszymy ten protest w polskich miastach i się w nim z nią (siostrą Ziemią) łączymy. Prosimy Ojca Świętego o wstawiennictwo w tej sprawie i pamięć w trakcie Światowych Dni Młodzieży.

Z wyrazami szacunku,

Miasto jest Nasze


Zdjęcie w nagłówku zaczerpnięte zostało z Wikimedii, autorstwa Jeffreya Bruno, na mocy licencji   Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic.

 

Do trzech razy sztuka

Czy opisywane od lat nieprawidłowości na łamach Gazety Stołecznej i Miasto Jest Nasze to wszystko zadziwiając zbieg okoliczności a decydenci po prostu są skrajnie niekompetentni i działają w imieniu handlarzy roszczeń, czy mamy do czynienia ze świadomym działaniem?

Boisko na Foksal, którego bliski był przejęcia Maciej Marcinkowski, zostało spłacone przez Polskę już w 1960 roku! To już przynajmniej trzecia sytuacja w której Biuro Gospodarowania Nieruchomościami nie tylko nie było wstanie zabezpieczyć podstawowych interesów miasta i jego mieszkańców, ale co więcej aktywnie sprzyjało planom biznesowym znanego handlarza roszczeń Macieja Marcinkowskiego. We wszystkich przypadkach w grę wchodziły nieruchomości w samym centrum miasta warte dziesiątki, jeśli nie setki, milionów złotych. W trzech wypadkach aktywnie na korzyść Macieja Marcinkowskiego działał kurator z Karaibów (to nie żart), trzy razy miejscy planiści tworzyli korzystne warunki do zabudowy działek, które próbował przejąć.  Dwa razy w ostatniej chwili znaleźli się spadkobiercy pominięci w postępowaniach zwrotowych i raz Marcinkowski próbował odzyskać działkę, która została w całości spłacona w latach 60-tych przez Polskę. Rada Miasta podjęła również dwie uchwały korzystne dla Macieja Marcinkowskiego: o przeniesieniu jednego z najlepszych gimnazjów w mieście i wymianie “trefnej” działki na Foksal na działkę pod wieżowiec przy PKiN i jedną działkę “in blanco”. Dzielnicowy wydział architektury podjął zaś szereg korzystnych decyzji dla Marcinkowskiego i również łamał prawo na jego korzyść przy ustaleniu warunków zabudowy i pozwolenia na budowę biurowca na ulicy Senatorskiej. Peleton zamyka Stołeczny Konserwator Zabytków, który w tej sprawie – mimo obowiązku wynikającego z umów międzynarodowych – zignorowała opinie UNESCO jak i zalecenia Ministerstwa Kultury.

12939174_10153380320951533_630306317_n

Królewska 39

Pierwsza sprawa to historia działki na Królewskiej 39. Marcinkowski razem z mecenasem Muszyńskim próbowali atrakcyjny grunt odzyskać metodą “na kuratora” czyli reprezentanta spadkobiercy, który przebywa w bliżej nieokreślonym miejscu i czy nie ma pewności czy żyje. Ustanowienie kuratora umożliwia odzyskanie całej nieruchomości pod nieobecność innych spadkobierców. Takim  kuratorem był pan Bartlett, pochodzący z państwa Saint Kitts i Nevis. To raj podatkowy na wyspach Morza Karaibskiego. Adwokat Marcinkowskiego powiedział, że kuratora nie zna, a pełnomocnictwo od niego dostał… pocztą.  

Na jedną z rozpraw sąd wzywa urzędników warszawskiego ratusza. Nikt się nie stawia. Mec. Muszyński wystawia im ustne usprawiedliwienie:

Dyrekcja Biura Gospodarki Nieruchomościami, jak wynika z rozmowy przeprowadzonej przez pełnomocnika z radcami prawnymi, kierownikiem oraz dyrektorem, nie jest zainteresowana udziałem w postępowaniach dotyczących przedmiotowej nieruchomości i tego rodzaju spraw

mówi na sali sądowej.

Mimo zgody sądu plan nie wypalił. Pojawił się jeden ze spadkobierców Królewskiej 39. Spadkobierców, o których Marcinkowski wiedział, ale sądowi nie powiedział. Przewodniczący Samorządowego Kolegium Odwoławczego, które najpierw wydało decyzję korzystną dla Marcinkiewicza, powiadamia prokuraturę. „Zwrot” wstrzymano.

Gimnazjum na Twardej

Marcinkowski stara się o „zwrot” jednej z działek na których stoi gimnazjum. Również w tym wypadku, cudownym zbiegiem okoliczności, działkę przy ulicy Twardej część spadkobierców chciał reprezentować, znany już nam pan Bartlett z Karaibów. Tym razem sąd  nie zgodził się na takiego reprezentanta. Marcinkowski wraz z mecenasem Muszyńskim próbują odzyskać działkę bez jego udziału. Skutecznie. Miasto znowu idzie na rękę Marcinkowskiemu. Jak pisze Gazeta Stołeczna:

Decyzja jest nietypowa. Ponieważ nie można wykroić przedwojennych działek, bo ich granice tną budynek szkolny, wchodzi z biznesmenem w spółkę. Dzieli się z Marcinkowskim własnością 1 ha szkolnej działki

Biznesmen ma zapłacić miastu za 2/3 działki, która nie jest objęta jego roszczeniami. Chce za nią zapłacić 3,7 miliona złotych. Na miejscu piętrowego budynku gimnazjum można zbudować wieżowiec. Miejsce, mimo obietnic ratusza, nie zostało objęte planem zagospodarowania terenu, który gwarantowałby w tym miejscu funkcję edukacyjną. Jednak i tutaj w ostatniej chwili pojawiają się spadkobiercy, którzy zostali pominięci w postępowaniu spadkowym.  „Zwrot” budynku zostaje wstrzymany.

Boisko na Foksal

W latach 1948-1971 PRL zawarł z 17 państwami układy indemnizacyjne, w których zobowiązał te państwa do spłaty za utracone nieruchomości. PRL wypłacił do kasy tych państw zarówno pieniądze, jak i spłacił to węglem. W dniu 16 lipca 1960 r. zawarto taki traktat ze Stanami Zjednoczonymi. Na podstawie tej umowy wypłacono odszkodowanie za grunty utracone przez spółkę “Robur” Związek Kopalń Górnośląskich Spółka Komandytowa, do której należały korty tenisowe na ulicy Foksal 7/9. Nie przeszkodziło to jednak mecenasowi Muszyńskiemu reaktywować tej spółki, postawić się w roli likwidatora i sprzedać roszczenie do nieruchomości “Roburu” Marcinkowskiemu. Ten ostatni wystąpił o zwrot nieruchomości. Wszystko szło na tyle dobrze, że Marcin Bajko zaproponował handlarzowi roszczeń zamianę: ty nam boisko – my w rozliczeniu działkę przy Pałacu Kultury plus jeszcze jedną niezidentyfikowaną (sic!) w uchwale nieruchomość. Działkę przy Emilii Plater, pan Marcinkowski razem z mecenasem Muszyńskim również chciał odzyskać dzięki pomocy kuratora z raju podatkowego na Karaibach. Koniec końców jednak skorzystali z polskiego kuratora. Ale klops. Brakuje mu kilkuset metrów, które należą do miasta, by rozpocząć budowę wieżowca. To dzięki zmienionemu w pośpiechu planowi zagospodarowania w 2010 roku, który dopuścił w tym miejscu budynek wyższy niż Pałac Kultury. Stąd pomysł na uchwałę.

12980579_10153380320936533_1499910458_n

To taka nowatorska formuła – wyjaśnia radna Zofia Trębicka (PO), przewodnicząca komisji rozwoju gospodarczego. – Można powiedzieć: przełom. Problem ze szkolnym boiskiem załatwiamy jeszcze na etapie roszczenia.

Wartość roszczenia Marcinkowskiego jestznaczna, bo plan zagospodarowania terenu, który jest w opracowaniu, zakłada zabudowę boiska. Zdaniem autorów planu dzieci mogłyby korzystać z boiska, które byłoby zbudowane na dachu obecnejszkoły. Boisko szkolne na Foksal wyceniane jest więc jako działka budowlana. Nieoznaczona w przyjętej przez Platformę Obywatelską uchwale działka to prawdopodobnie ta na Krakowskim Przedmieściu, na której niegdyś stał Pałac Karasia.

Biurowiec na ulicy Senatorskiej

Kontrola wydawanych pozwoleń urbanistycznych i architektonicznych stwierdziła cały szereg naruszeń prawa przez urzędnikówUrzędu Dzielnicy. Skutkowały one wydaniem pozwolenia i prawem do bardzo intensywnej zabudowy. Urzędnicy m.in. zgodzili się na zabudowę prawie całości działki, mimo że analiza urbanistyczna wskazywała, że działkę można zabudować jedynie w połowie. W uzasadnieniu dla intensywnej zabudowy podano wysoką wartość nieruchomości (sic!). Niezawiadomiono i niedopuszczono do postępowania stron – sąsiadów inwestycji. Również Stołeczny Konserwator Zabytków wydając zgodę na budowę biurowca mimo obowiązku nie skonsultował projektu z UNESCO, Ministerstwem Kultury i zignorował negatywną opinię Społecznej Rady Ochrony Zabytków.

12966489_10153380320791533_500033946_n



Źródła:

http://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/1,34889,15167711,Biznesmen_dostanie_dzialke_przy_PKiN_pod_wiezowiec.html

http://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/1,34862,17458330,Malo_brakowalo__a_znany_biznesmen_przejalby_gimnazjum.html

http://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/1,34889,17418860,Kurator_z_Karaibow_nie_pomogl__Zwrot_dzialki_wstrzymany.html#TRrelSST

http://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/1,34889,16342346,220_metrowy_wiezowiec_na_pl__Defilad__Tak_ratusz_ocali.html

http://autobusczerwony.blox.pl/html/1310721,262146,14,15.html?10,2015

http://www.bryla.pl/bryla/1,85301,8642381,Plac_Defilad_z_wiezowcami.html

http://www.mf.gov.pl/documents/764034/1391589/2015-04-30++BIP+USA+uznajace.pdf

http://bip.warszawa.pl/NR/exeres/8ECA5F43-FBBF-4696-ADC5-FB34E5969CCE,frameless.htm

Jan Śpiewak: Biedna Hanna Gronkiewicz-Waltz patrzy na reprywatyzację

Jan Śpiewak przewodniczący naszego stowarzyszenia punkt po punkcie wyjaśnia dlaczego dzika reprywatyzacja nie byłaby możliwa bez milczącej aprobaty ratusza. Odpowiedzialność spada na samą Panią Prezydent, która jak mówiła “sama stała się ofiarą reprywatyzacji”.

PiS mści się na Warszawie – rozległ się okrzyk oburzenia, gdy warszawski ratusz obwieścił, że rząd wstrzymał wypłatę 200 milionów złotych na odszkodowania z tytułu reprywatyzacji przedwojennego mienia. Prawda jest jednak inna. Winnego obecnej sytuacji da się wskazać łatwo: jest nim Hanna Gronkiewicz-Waltz, prezydent Warszawy od 2006 roku i długoletnia wiceprzewodnicząca niegdyś rządzącej krajem Platformy Obywatelskiej. Bez jej milczącej aprobaty dzika reprywatyzacja nie byłaby możliwa.

Hanna Gronkiewicz-Waltz musi zadawać sobie sprawę z tego, jak bardzo patologicznym i niesprawiedliwym procesem jest dzika warszawska reprywatyzacja. Jak sama przecież mówiła, jest jej ofiarą. Jej mąż wraz z rodziną odziedziczył „trefną” kamienicę na Noakowskiego 16. Została ona ukradziona żydowskim właścicielom przez gang szmalcowników po II wojnie światowej. Sfałszowali oni akt notarialny, a następnie sprzedali ją wujkowi męża pani prezydent. Sąd pod koniec lat 40. posłał winnych do więzienia i nakazał przywrócenie w hipotece prawdziwych właścicieli. Wyroku nie wykonano jednak w całości. W hipotece jako właściciel dalej figurował wujek męża Hanny Gronkiewicz-Waltz, który w III RP zgłosił się po „swój” majątek. Rodzina Waltzów sprzedała kamienicę firmie deweloperskiej zajmującej się „rewitalizacją zabytków”. Wiedziała, że sprawa musi być co najmniej kontrowersyjna. Już wtedy mieszkańcy kamienicy protestowali i mówili o popełnionym przestępstwie. Hanna Gronkiewicz-Waltz przez dziesięć lat swojego urzędowania nie zrobiła nic, aby naprawić tę krzywdę pomimo tego, że „Gazeta Stołeczna” zlokalizowała nawet jednego z prawowitych spadkobierców kamienicy na Noakowskiego 16.

Przez 8 lat swoich rządów Hanna Gronkiewicz-Waltz mimo wielu obietnic nie złożyła żadnej propozycji rozwiązania sprawy reprywatyzacji systemowo. Nie wykorzystała swojej pozycji wiceprezesa rządzącej krajem partii. Do Sejmu nigdy nie wpłynął żaden projekt ustawy.

Nawet po morderstwie działaczki lokatorskiej Jolanty Brzeskiej nie wykonała kroku, żeby zahamować skalę patologii. Co więcej, zgodziła się na to, aby urzędnik odpowiedzialny za warte często dziesiątki milionów złotych „zwroty” nieruchomości, dyrektor Biura Gospodarowania Nieruchomościami, nie publikował oświadczenia majątkowego, sam nie podpisywał żadnych decyzji (robili to jego zastępcy), a na boku prowadził firmę doradczą. Gdy okazało się, że jeden z jego zastępców kupił roszczenia do kamienicy na ulicy Kazimierzowskiej i de facto sam sobie ją zwrócił, pani prezydent rozwiązała z nim umowę… za porozumieniem stron.

Dopiero przed wyborami parlamentarnymi, gdy widmo porażki zawisło nad Platformą Obywatelską, Ratusz zdecydował się złożyć projekt „małej ustawy reprywatyzacyjnej”, która zatrzymałaby zwroty budynków użyteczności publicznej. Była ona powszechnie krytykowana przez prawników. Ich zdaniem była przygotowana niechlujnie i łamała konstytucję. Ustawę do Trybunału Konstytucyjnego odesłał prezydent Bronisław Komorowski. Dlaczego po dekadzie niekończącej się dyskusji o reprywatyzacji profesor prawa Hanna Gronkiewicz-Waltz nie była w stanie porządnie przygotować tak ograniczonej ustawy? Nawet bez rozwiązań systemowych warszawską reprywatyzację można by zdecydowanie ograniczyć na gruncie istniejących przepisów prawa i wyroków Trybunału Konstytucyjnego.

Krytyka Polityczna