Za dwanaście godzin rozpocznie się cisza wyborcza, a już w niedzielę weźmiemy udział w pierwszej i (prawdopodobnie) nie ostatniej turze głosowania w wyborach na Prezydenta RP.
Zapewne wielu z Was zastanawia się na kogo oddać swój głos. Niestety, nikomu nie poradzimy w podjęciu decyzji, bo my także nie wiemy.
Kampania wyborcza, choć barwna w swojej formie, ostatecznie okazała się przygnębiającym spektaklem z „wisienką na torcie” pod postacią urągającej standardom „debaty”, która odbyła się w ostatni wtorek. Żaden z kandydatów, czy to tzw. „systemowych”, czy też „antysystemowych”, nie zaakcentował w swoim programie konieczności rozwiązania kluczowych problemów, przed którymi stają teraz nie tylko miasta takie jak Warszawa, ale też cała Polska.
Kwestia ochrony środowiska, która wymusza zmianę paradygmatu myślenia nie tylko o rozwoju miast, ale też o bezpieczeństwie energetycznym Polski, w ogóle nie odnalazła posłuchu. Nikt nie zająknął się na temat problemu zabójczego smogu w polskich miastach albo konieczności długoterminowego zaplanowania odejścia gospodarki energetycznej uzależnionej od węgla i postawienia na odnawialne źródła energii. Nikt nie odwołał się do pojęcia dobra wspólnego wzniecając dyskusję o przestrzeni publicznej, sposobach jej zagospodarowania i planowania na pięćdziesiąt, a może sto lat, oraz tego jak obecnie – kosztem nas wszystkich czyli obywateli – wykorzystywana jest ona przez partykularne grupy interesu.
Czy trzeba wymieniać więcej?
Strukturalne problemy polskich uczelni wyższych, brak spójnej polityki społecznej przy fatalnych perspektywach demograficznych, upokarzająca obywateli publiczna opieka zdrowotna, coraz częstsze przypadki korupcji władzy samorządowej a na samym końcu tego nieskończonego łańcuszka historie o nepotyzmie i kumoterstwie na stanowiskach publicznych oraz w państwowych instytucjach i spółkach.
Bez długoterminowego planowania oraz podporządkowania myślenia o państwie i mieście przede wszystkim w kategorii dobra wspólnego nasza przyszłość nie „będzie miała na imię Polska” ani nic nie zagwarantuje nam powszechnej „zgody i bezpieczeństwa”, jak życzyliby sobie na plakatach tzw. „systemowi kandydaci”. Niestety – świetlanej przyszłości nie zagwarantuje też nam ani wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych, ani napisanie prawa od nowa, ani intronizacja Jezusa na króla Polski. Nie mówiąc już o prywatyzacji wszystkiego, co tylko można sprywatyzować, co w oczywisty sposób stoi w sprzeczności z myśleniem o „dobru wspólnym”, także, a może w szczególności, gdy mowa o mieście.
Nie zniechęcamy nikogo do głosowania – wręcz przeciwnie, apelujemy o ruszenie do urn i podjęcie świadomego, politycznego wyboru. Miejmy jednak świadomość, że każdy polityczny wybór, a także brak wyboru, wiąże się z wzięciem części odpowiedzialności za naszą przyszłość. Wszyscy jedziemy na jednym wózku – już w październiku odbędą się wybory parlamentarne, za trzy lata następne wybory do Parlamentu Europejskiego, a za niecałe cztery kolejne wybory samorządowe.
Warto przypomnieć od czasu do czasu politykom, że to my ich wybieramy i słusznie przypisujemy sobie prawo do tego aby ich odwołać, gdy nie będziemy już z ich rządów zadowoleni. Nie ma polityków nietykalnych i nikt nie pełni swoich funkcji wiecznie.
Udanego weekendu i mądrych wyborów!
Zdjęcie w nagłówku zaczerpnięte z Wikimedii na licencji CC AS A 3.0 autorstwa Julo.