Palące się świdermajery

Przedwojenne drewniane wille z bogato zdobionymi werandami, które stoją w Wawrze,  podwarszawskim Józefowie i Otwocku nie mają szczęścia. Tzw. świdermajery (nazwa wymyślona przez I. Gałczyńskiego) po wojnie popadały w ruinę, gdyż kwaterunkowi lokatorzy oraz miasto nie zawsze odpowiednio dbali o te drewniane budynki. Mimo tego do naszych czasów dotrwało przynajmniej kilkadziesiąt przedstawicieli tej oryginalnej architektury drewnianej, część nadal służy mieszkańcom a niektóre ze względu na zły stan techniczny zostały opuszczone. Ich los jest jednak nadal niepewny gdyż co jakiś czas kolejne wille płoną w tajemniczych pożarach i to zarówno te opustoszałe jak i zamieszkałe. Przyczyną może być zły stan techniczny budynków lub podpalenia. Tylko w jednym tygodniu w kwietniu br. spłonęły dwa obiekty – najpierw opuszczony świdermajer stojący u zbiegi ulic Patriotów z Owocową a następnie duży, 24 metrowej długości budynek, stojący przy ulicy Rejtana. Na szczęście, w tym drugim przypadku, nikomu z 17 mieszkańców się nic nie stało, tym niemniej ocalała część obiektu nadaje się już tylko do rozbiórki. (http://tvnwarszawa.tvn24.pl/informacje,news,swidermajer-pos…).

To co pozostaje po pożarach czyli puste place wzbudzają zainteresowanie różnego rodzaju inwestorów. I tak lokalizacją po ww. willi na rogu Patriotów i Owocowej interesuje się firma KMD sp. z o.o. która złożyła już wniosek o ustalenie warunków zabudowy. Być może powstanie tam sklep sieci Biedronka. (http://kmd.tarnow.pl/index.php/realizacje)

Pytaniem bez odpowiedzi pozostaje kwestia czy piękne, ale zniszczone świdermajery są usuwane celowo, czy pożary są wynikiem zaniedbań. Tak czy inaczej winę za sytuację w której od wielu lat jeden po drugim giną bezcenne zabytki stanowiące dziedzictwo kulturowe i historyczne ponoszą władze podwarszawskich miasteczek oraz konserwator zabytków. W 2012 roku ówczesny konserwator mazowiecki pan Rafał Nadolny w wywiadzie dla GW opowiadał o tworzonym wspólnie ze starostą programie rewitalizacji tej wyjątkowej drewnianej architektury, która miała obejmować zarówno budynki w rękach prywatnych jak i te komunalne (http://warszawa.wyborcza.pl/…/1,34889,10957209,Swidermajery…). Jednym z pomysłów było remontowanie i podnoszenie standardu willi przez miasto jednak z dzisiejszej perspektywy możemy powiedzieć, że plan nie wypalił.

Kilka miesięcy temu Otwock obiegła informacja, iż prywatny inwestor zamierza przywrócić świetność największemu drewnianemu świdermajerowi u zbiegu ulic Filipowicza i Armii Krajowej, gdzie przed wojną mieściło się znane luksusowe sanatorium Gurewicza. Budynek ma być pieczołowicie odrestaurowany oraz rozbudowany (m.in. o basen) i co ważne powróci do swojej pierwotnej funkcji, gdyż mają tam być świadczone usługi rehabilitacyjno-lecznicze na najwyższym poziomie. Jeśli te deklaracje nowego właściciela znajdą pokrycie w rzeczywistości będzie to chlubny wyjątek wśród świdermajerów. (http://warszawa.wyborcza.pl/…/1,150427,20141734,niezwykly-s…) Był to ostatni moment na jego ratunek. Wiele z pozostałych nie miało tyle szczęścia i zniknęły bezpowrotnie.


Zdjęcie w nagłówku: Google Maps

Emilia na placu Defilad – stanowisko Miasto jest Nasze

Propozycja przeniesienia Emilii, którą dziś zaprezentowano na łamach Gazety Wyborczej to ważny krok w walce o modernistyczne dziedzictwo Warszawy. Zarówno ratusz, jak i developer tą inicjatywą potwierdzają, że Emilia to nie „blaszany barak”, ale obiekt wart zachowania na mapie stolicy. Z tego powinniśmy się cieszyć. Jednocześnie cała sytuacja pokazuje, że warto podnosić alarm, gdy niszczone są miejsca istotne dla mieszkańców. Warto walczyć o nasze dziedzictwo, bo dzięki szerokim protestom, inwestor zaproponował rozwiązanie kompromisowe.

Zanim jednak oddamy się ogólnej wesołości z takiego stanu rzeczy, pamiętajmy o tym, że niejednokrotnie otrzymywaliśmy ze strony miasta obietnice, które rzeczywistość gruntownie weryfikowała. Mamy, podstawy sądzić, choć przyznajemy to z bólem, że projekt przeniesienia Emilii może być tylko zgrabnym zabiegiem, żeby przed ostatnią prostą (pozwolenie na rozbiórkę datowane jest na połowę maja, jest więc czas by walczyć o ten obiekt) rzucić protestującym coś, co trochę ich uspokoi.

Warto przy tej okazji wspomnieć choćby budynek Smyka, co do którego obiecywano ochronę oryginalnej konstrukcji – co dzieje się w rzeczywistości, każdy z nas może zobaczyć na własne oczy, nawet pomimo optymistycznej wizualizacji, zawieszonej na fasadzie pewnie po to, by nie pokazywać aż tak wprost skali zniszczeń. Przywołajmy tu prorocze słowa prof. Waldemara Baraniewskiego:

To wyjątkowo skandaliczne postępowanie. Warszawa bezpowrotnie straci jedno z najwybitniejszych dzieł architektury. Mieliśmy dwa takie arcydzieła: Supersam i CDT. Supersam został zniszczony. Teraz ginie CDT i nasuwa się pytanie – gdzie są służby konserwatorskie? Już rozebrano część, w której mieściły się wspaniałe delikatesy – mogę przypuszczać, że rozpocznie się burzenie części administracyjnej, a bryła centralna zostanie rozebrana pod pozorem złego stanu konstrukcji na przykład.

Niestety mamy prawo podejrzewać, że optymistyczne założenie przenosin Emilii, też skończy się na „niespodziewanym złym stanie technicznym” i usłyszymy dobrze znane: „no chcieliśmy, przecież wiecie, ale nie da się”. Nie chcemy być złymi prorokami, ale przyznacie sami, że efekty dokonań „warszawskiej szkoły ochrony zabytków”, której symbolem jest właśnie szkielet Smyka, lub Hala Koszyki, każe zastanowić się, na ile wizja ukazana dziś na łamach Stołecznej, będzie realizowana w przyszłości.

Wicedyrektor MSN Marcel Andino Velez już parę miesięcy temu, w jednym z facebookowych komentarzy, pisał:

To konstrukcja monolityczna, betonowa, nie stalowa. Pocięcie oznacza rozpad – tego się nie da przenieść. Stalowy był Supersam i do przenosin się nadawał, można go było poskładać w innym miejscu. Ponadto, Emilia to także założenie, z pasażem, blokiem mieszkalnym i unikalnymi w skali warszawskiej napowietrznymi łącznikami. Sercem budynku jest jednak betonowa konstrukcja – detal (stolarka aluminiowa, posadzki z lastriko) jest w złym stanie i próba przenoszenia i składania ponownego nie wchodzi w grę. To się rozsypie. Nawet każda modernizacja budynku na miejscu oznaczałaby wymianę elewacji, oczywiście z zachowaniem podziałów, ale nie oryginalnych elementów. Ten budynek albo można ocalić w tym miejscu, albo nie da się go ocalić.

Prosimy więc o konkretne plany ze strony miasta i inwestora, jak ma wyglądać proces przenosin, a także analizę ekspertów czy jest to wykonalne i jakie stoi za tym ryzyko.

Jest także znacznie ciemniejsza strona całej sprawy. Propozycja przeniesienia i zbudowania od nowa (wszak konstrukcja musi być zmieniona w tej sytuacji) pawilonu Emilii w doskonały sposób obrazuje brak pomysłu warszawskiego ratusza na systemową ochronę powojennej architektury. Każdy przypadek rozpatruje się jednostkowo, w większości przypadków, zabytki przegrywają z nową zabudową, lub gruntownie zmienia się ich wizerunek, a materia oryginalna zostaje zachowana w szczątkowych ilościach. Przeniesienie budynku nie może być traktowane na równi z jego zachowaniem – powiedzmy sobie jasno, że powstały (przy dobrych wiatrach) pawilon od Pałacem, będzie nowym obiektem z elementami starego, zniszczone zostanie całe założenie (dwa pawilony z przejściem pomiędzy nimi). Z ochroną zabytków to nie ma wiele wspólnego. Chcemy działań z prawdziwego zdarzenia, bo złośliwi komentują, że może zrobić pod PKiN „skansen” i postawić tam wszystkie obiekty modernistyczne, stojące na drodze dubaizacji Warszawy. Może obok Emilii postawić Rotundę i miniaturki zburzonych już obiektów. Czy znajdzie się tam miejsce na pawilony Dworca Śródmieście? „Miasto przecież musi się rozwijać.” Postulujemy o podejście do ochrony powojennego dziedzictwa w sposób poważny i kompleksowy, a nie pojedynczym gaszeniem pożarów, co zresztą jest specjalnością rządzących Warszawą, nie tylko w tej dziedzinie.

Rozwiązanie zaproponowane przez Michała Krasuckiego i spółkę Griffin może być jedyną szansą na zachowanie, chociaż w części, budynku Emilii, który przez opieszałość byłego już (na szczęście) Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków Rafała Nadolnego nie został wpisany do rejestru zabytków (nasz wniosek leżał u niego na biurku od sierpnia). Nie dajmy się jednak zwieść dobremu sercu inwestora i ludzkiemu obliczu miasta, ochrona dziedzictwa stołecznego, powinna być codziennością, a nie wielkodusznym gestem.

O tym, jakie są szanse na zachowanie obiektu w tym miejscu, a także jak powinna wyglądać systemowa walka o modernistyczne zabytki, będziemy rozmawiać na naszej debacie, w siedzibie MSN. Przyjdźcie, bo druga, tylna część założenia, w której odbędzie się spotkanie, ma jeszcze mniej szczęścia niż pawilon wystawowy i najprawdopodobniej pójdzie pod młot.

Jest jeszcze szansa na zachowanie Emilii, liczymy, że nowa Wojewódzka Konserwator Zabytków możliwie najszybciej, przychyli się do złożonego przez nas wniosku o wpis do rejestru, a my nie stracimy kolejnego zabytku z mapy Warszawy.


https://www.facebook.com/events/942840552436572/


Zdjęcie w nagłówku: Powojenny Modernizm