Presja ma sens! – komentarz MJN do założeń ustawy reprywatyzacyjnej

Pisaliśmy, protestowaliśmy, narażaliśmy się możnym i elitom. Przez jednych byliśmy pozywani, przez drugich nazywani “cynglami PiS”, a przez trzecich “oszalałymi lewakami”. Nie poddaliśmy się, bo wiedzieliśmy, że racja jest po naszej stronie. I stało się. Zaprezentowane dziś w Ministerstwie Sprawiedliwości założenia ustawy reprywatyzacyjnej realizują nasze postulaty, które zgłaszaliśmy już ponad rok temu!

Jesteśmy dumni z pracy wszystkich członków naszego stowarzyszenia, którzy przyczynili się do tego sukcesu. Jeszcze kilka lat temu o reprywatyzacji słyszała garstka wtajemniczonych. Jeszcze rok temu przez najwyższych urzędników miasta, w tym panią Prezydent, była nazywana “normalną”. Dziś wygląda na to, że po tylu latach, późno, ale jednak , jest powszechna zgoda co do tego, że ten proceder bez daleko idących regulacji ma wymiar patologiczny. I jest też wola polityczna, by go ukrócić. Odejdziemy od coraz mniej zrozumiałej dla wielu osób restytucji w stronę zadośćuczynień dla dawnych właścicieli. Będziemy wreszcie żyć w normalnym mieście, w którym grunty nie trafiają nagle z rąk do rąk, a garstka ludzie nie bogaci się na dziurawych przepisach kosztem innych.

PS. Panie ministrze Patryk Jaki, możemy się nie zgadzać w wielu sprawach, ale za to – szacunek.

Ustaliliśmy liczbę osób poszkodowanych reprywatyzacją


Do tej pory szacunki mówiły o 40.000 ofiar warszawskiej reprywatyzacji. Z naszych nowych wyliczeń wynika, że ta liczba jest znacznie wyższa!

W czwartek wiceprezydent Michał Olszewski powiedział, że w l. 2007-16 reprywatyzacja dotknęła 10.300 ludzi. Wyliczył to tak – 4.500 lokali zreprywatyzowanych wtedy mieszkań* pomnożył przez średnią zamieszkujących je osób, tj. 2,3. Skąd wziął te 2,3? Nie wiemy.

Nie wiemy też, skąd się wzięła przewijająca się dotąd liczba 40.000 osób. Podają ją środowiska lokatorskie, media, sami też się na nią powoływaliśmy. Zaczęliśmy jednak pytać siebie nawzajem, znajomych, ekspertów od reprywatyzacji – kto i jak te 40.000 policzył. Nie doszliśmy tego.

Dlatego postanowiliśmy na nowo przeliczyć osoby dotknięte reprywatyzacją. Za pośrednictwem radnych wystosowaliśmy do dzielnicowych działów meldunkowych wnioski o podanie liczby osób zameldowanych w dniu wydania decyzji zwrotowej w każdej pojedynczej zreprywatyzowanej nieruchomości.

Dostaliśmy dane za okres 11.2002-06.2016. W zreprywatyzowanych wówczas 2500 adresach było zameldowanych 33.545 ludzi. Niestety wydziały meldunkowe twierdzą, że niemożliwe jest ustalenie danych za okres 1990-10.2002**. Dlatego założyliśmy, że liczba lokatorów we wcześniejszym okresie jest proporcjonalna do liczby zreprywatyzowanych wówczas kamienic (tj. 39%). Wynikałoby z tego, że warszawska reprywatyzacja bezpośrednio dotknęła ok. 55.000 osób!

Czy jest to liczba w 100% pewna? Nie. Zawierają się w niej osoby ze zreprywatyzowanych domów jednorodzinnych, którzy stanowią wąską, ale jednak grupę mieszkańców, dla których reprywatyzacja była korzystna. Z drugiej strony nie ma w niej co najmniej kilku dużych zreprywatyzowanych kamienic, np. Chmielnej 10A, o której nie wzmiankuje “Biała księga reprywatyzacji”***. Liczba ta nie uwzględnia też mnóstwa osób, które reprywatyzacja dotknęła pośrednio, jak osób, które nagle musiały przygarnąć pod swój dach eksmitowanych członków rodzin.

Ale są też inni poszkodowani, których te dane przeoczają, ale o których pamiętamy. Liczba osób zameldowanych pod adresem Twarda 8 w 2014 roku wynosiła “0”. Tymczasem w wyniku zreprywatyzowania gimnazjum pod tym adresem, uczniowie stracili szkołę, a nauczyciele miejsce pracy. Podobnych przypadków miejsc użyteczności publicznej, będących miejscami pracy lub po prostu służących wszystkim, było mnóstwo (budynek MSZ, parki).

Mimo to nasze wyliczenie jest na pewno dużo skrupulatniejsze niż przedstawione przez prez. Olszewskiego.

Za pomoc w zebraniu danych dziękujemy przede wszystkim radnej miejskiej Paulina Piechna – Więckiewicz oraz radnym dzielnicowym: Marek Piotr Borkowski, Radny z Grochowa, Jacek Ozdoba (Mokotów), Filip Pelc (Białołęka), Konrad Smoczny (Żoliborz).

Komentarz MJN ws. pierwszej rozprawy tzw. Komisji Weryfikacyjnej

Wczoraj odbyła się pierwsza rozprawa przed Komisją Weryfikacyjną ds. warszawskiej reprywatyzacji. Tych z Was, którzy nie mieli wolnych ośmiu godzin na bieżące śledzenie posiedzenia Komisji, zachęcamy do przeczytania naszego podsumowania tego posiedzenia, wraz z komentarzem MJN.
W podsumowaniu wskazujemy na najistotniejsze, w naszej opinii, informacje wynikające z zeznań przesłuchanych wczoraj świadków – Urzędnika BGN Krzysztofa Śledziewskiego oraz byłego p.o. wicedyrektora BGN Jerzego Mrygonia. W dalszej części notatki komentujemy natomiast, które aspekty działania Komisji mogą mieć pozytywny wpływ na proces warszawskiej reprywatyzacji – zwłaszcza jego transparentność – a które budzą nasze obawy i wątpliwości. Podkreślamy także, jakie cele i działania Komisja powinna naszym zdaniem uznać za priorytetowe.
Zachęcamy do lektury!

PODSUMOWANIE

I.
W ramach wczorajszej rozprawy przesłuchano dwóch świadków – byłego, „szeregowego”, jak sam o sobie mówił, pracownika Biura Gospodarowania Nieruchomościami, Krzysztofa Śledziewskiego, oraz byłego p.o. wicedyrektora BGN Jerzego Mrygonia. Próbowano również przesłuchać Gertrudę Jakubczyk-Furman, byłą naczelnik jednego z wydziałów BGN, jednak odmówiła składania zeznań (za co została ukarana grzywną). Na rozprawie byli także obecni pełnomocnicy przebywającego w areszcie Macieja Marcinkowskiego.
Pierwszymi adresami, którymi postanowiła zająć się Komisja, są przedwojenne adresy Twarda 8 i Twarda 10, czyli działki, na których obecnie znajduje się budynek, gdzie przez lata swoją siedzibę miało jedno z najlepszych gimnazjów w Warszawie.

Sprawa Twardej jest dobrze znana – była nagłaśniana między innymi przez Gazetę Wyborczą. Jest też przykładem tych patologii warszawskiej reprywatyzacji, o których mówiliśmy od dawna – metody „na kuratora” (w tej sprawie wystąpił zresztą m.in. słynny już kurator z Karaibów), decyzji wydanej na rzecz znanego handlarza roszczeń Macieja Marcinkowskiego, odszukiwania spadkobierców z innych krajów (USA i Kanady), niejasnego statusu prawnego działek w kontekście międzynarodowych umów indemnizacyjnych.
Decyzję dotyczącą Twardej przygotowywał Urzędnik Krzysztof Śledziewski, natomiast podpisał ją Wicedyrektor Jerzy Mrygoń.

II.
Zeznania świadka Krzysztofa Śledziewskiego rzuciły światło na kulisy procesu podejmowania decyzji zwrotowych w BGN i pozwoliły na ujęcie procesu reprywatyzacji w szerszym kontekście. Świadek zeznał m.in., że:
• Istniejący w Ratuszu zespół koordynacyjny, składający się z m.in. z Pani Prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz, wiceprezydentów, dyrektora BGN Marcina Bajko i ewentualnie innych osób, zajmował się również reprywatyzacją;
• Hanna Gronkiewicz-Waltz, zgodnie z wiedzą świadka (tj. informacją uzyskaną od przełożonego), ingerowała w decyzje zwrotowe (Urzędnik wspomniał o jednej z działek na Woli); Świadek potwierdził to zeznanie dwukrotnie, zeznając pod rygorem odpowiedzialności karnej;
• Od Urzędników oczekiwano określonego tempa i określonej liczby wydawanych decyzji zwrotowych. Świadkowi wydano ustne polecenie, że BGN powinien wydawać ok. 300 decyzji rocznie; Świadek zeznał też, że wysyłano maile, zgodnie z którymi każdy Urzędnik każdego miesiąca powinien był przygotowywać dwa projekty decyzji zwrotowych;

W zeznaniu Krzysztofa Śledziewskiego pojawił się też wątek należytej staranności BGN w toku prowadzonych spraw i ewentualnych prób ochrony majątku publicznego. Świadek zeznał, że:
• zgodnie z jego wiedzą Miasto nie próbowało przystępować do postępowań cywilnych dotyczących ustanowienia kuratora. Podobnie, Miasto ani Skarb Państwa nie wszczynały postępowań spadkowych, w sytuacjach, gdy nie można było ustalić spadkobierców byłych właścicieli; Śledziewski zeznał: „Wielokrotnie, podczas rozmów prowadzonych z moimi przełożonymi, temat kuratorów był poruszany, że to idzie coraz dalej i wkrótce – brzydko mówiąc – to wszystko walnie, bo idea reprywatyzacji jest powoli wypaczana”. Dodał też: „Kwestie kuratorów były niejednokrotnie poruszane i do zadań moich zwierzchników, do zadań biura prawnego – myślę – należało podjąć decyzję, że w pewnym momencie trzeba powiedzieć stop”;
• W przypadku samej Twardej nie próbowano nawet skontaktować się z kuratorem spadku w toku prowadzonego postępowania. Korespondencję z Urzędem prowadził jedynie Maciej Marcinkowski, który przez długi czas posiadał roszczenie tylko do niewielkiego ułamka nieruchomości (roszczenie do całości nieruchomości nabył kilkanaście miesięcy po wszczęciu postępowania);
• W ocenie Śledziewskiego przeniesienie Gimnazjum jeszcze przed wydaniem decyzji reprywatyzacyjnej nie było przejawem normalnej praktyki. Jego zdaniem „Decyzję zwrotową należało podjąć, natomiast można było nie podejmować uchwały o przeniesieniu szkoły” – Dodał, że można było przyjąć „mikroplan”, który by przewidywał, że ta nieruchomość jest przeznaczona na cele oświatowe.
• Śledziewski wypowiedział się też na temat Macieja Marcinkowskiego. Urzędnik stwierdził, że Marcinkowski był częstym gościem w BGN; jak powiedział: „Pan Marcinkowski denerwował się, gdy coś szło nie po jego myśli”. Dodał też, że Marcinkowski twierdził, że nie ma problemu, aby w razie potrzeby wyłożyć kilkadziesiąt tysięcy złotych dla prasy. „Mówił, że gdyby chciał, to by został dyrektorem biura w mieście”; „na pewno jego zachowanie w urzędzie było inne niż innych stron”.

III.
Od zeznań Urzędnika mocno różniły się zeznania Wicedyrektora Jerzego Mrygonia.

Mrygoń potwierdził wprawdzie istnienie zespołu koordynacyjnego, który miał zajmować się sprawami raczej systemowymi, choć jego zdaniem omawiał czasami również sprawy konkretnych adresów. Dodał, że na zespół składał się „szeroko rozumiany zarząd miasta” – prezydent, jego zastępcy, sekretarz, skarbnik. Według niego, w posiedzeniach brali też udział przedstawiciele biura prawnego i dyrektorzy biur, którzy wnosili coś pod obrady.
Mrygoń zaprzeczył jednak, jakoby urzędnicy BGN byli zobowiązani do wydawania określonej liczby spraw. Poza tym Wicedyrektor twierdził, że w oparciu o fakty znane Urzędowi w dniu wydania decyzji, uważa, że podpisana przez niego decyzja dot. Twardej była prawidłowa.

Jednocześnie Mrygoń potwierdził, że proces warszawskiej reprywatyzacji był kontrolowany przez najwyższych urzędników. Świadek zeznał, że skoro wydał decyzję ws. Twardej, to znaczy, że jego przełożony zakomunikował mu akceptację władz miasta: „Nie wiem, czy była werbalna akceptacja pani prezydent, czy nie. Wiem, że jeżeli nieruchomość była wrażliwa społecznie, a sprawa Twardej z pewnością do takich należała, to informowałem przełożonego. Z informacji od przełożonego wiem, że w takich sprawach kontaktował się ze swoim przełożonym, czyli Hanną Gronkiewicz-Waltz, lub wiceprezydentem Jarosławem Jóźwiakiem”.

KOMENTARZ MJN

Po wczorajszej rozprawie Komisji mamy mieszane uczucia.

I.
Z jednej strony naszym zdaniem dobrze się stało, że szersza opinia publiczna mogła dowiedzieć się, jak wyglądały kulisy podejmowania decyzji zwrotowych w BGN. O wątkach i patologiach, które stały się częścią warszawskiego procesu reprywatyzacji, mówiliśmy od dawna. Należą do nich:
• aktywne działania handlarzy roszczeń, którzy, jak się wydaje, cieszyli się swego rodzaju uprzywilejowaną pozycją w BGN i którym Miasto bardzo ułatwiało robienie interesów (na co dobitnym przykładem była podjęta przez Radę Miasta decyzja o przeniesieniu Gimnazjum na Twardej jeszcze przed zwrotem działki i niepodjęcie żadnych prób nadania temu terenowi funkcji oświatowej);
• brak działań ze strony Miasta mających na celu ochronę majątku publicznego – jak chociażby bardzo bierna postawa wobec postępowań spadkowych i dotyczących ustanawiania kuratorów (mimo istniejących po stronie Miasta kompetencjach i uprawnieniach w tym zakresie);
• zupełnie nietransparentny proces decyzyjny – co zostało dobitnie obnażone podczas wczorajszych zeznań świadków. Nie wiadomo, kto faktycznie decydował o zwrocie danej nieruchomości lub jego braku. Czy był to nieformalny Zespół koordynujący? Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz? Dyrektor Bajko, który nie miał pełnomocnictwa od Prezydent, jednak sprawował służbowe kierownictwo nad swoimi zastępcami, którzy już takie pełnomocnictwa posiadali? Nie bez znaczenia pozostaje, że Dyrektor Bajko – szef Wicedyrektora Mrygonia – nie był zobowiązany do składania oświadczeń majątkowych, a jednocześnie jego wytyczne były dla tego drugiego wiążące.

Uważamy, że Warszawiakom należą się wyjaśnienia, jak proces reprywatyzacji wyglądał w praktyce. Należą im się też wyjaśnienia, kto i za co był w jego ramach odpowiedzialny. Dlatego w naszej ocenie Hanna Gronkiewicz-Waltz, która za warszawską reprywatyzację odpowiada co najmniej politycznie, powinna stawić się przed Komisją i złożyć zeznania. Pani Prezydent, za kadencji której wybuchła największa po ’89 roku afera w Warszawie, i która zapewne głównie tak zostanie zapamiętana – jest to po prostu winna Warszawiakom. W szczególności tym tysiącom Mieszkańców, którzy w wyniku reprywatyzacji utracili swoje domy, niekiedy trafiając na bruk. Do tych Mieszkańców – inaczej niż do Pana Marcinkowskiego – Miasto nigdy nie wyciągnęło pomocnej dłoni.

Wczorajsze zeznania potwierdziły również, że problem z warszawską reprywatyzacją to nie tylko wątki kryminalne, ale również stan świadomości miejskich urzędników. Jerzy Mrygoń wprost przyznał, że jego zdaniem wydawanie dużej liczby decyzji zwrotowych było w interesie miasta i jego mieszkańców (!). Rozumiemy różne podejścia do problemu reprywatyzacji, udawaną albo szczerą troskę o uregulowanie stanu prawnego nieruchomości i spadkobierców byłych właścicieli, ale takie słowa w ustach urzędnika Ratusza powinny jednak szokować. Gdyby nie działania aktywistów miejskich i ruchów lokatorskich, zakończone zeszłoroczną eskalacją afery reprywatyzacyjnej, możliwe, że do dzisiaj „produkcja decyzji zwrotowych” – bo tak trzeba to chyba nazwać – trwałaby w najlepsze.

II.
Jednak mimo, że kulisy warszawskiej reprywatyzacji są tematem istotnym, który powinien ujrzeć światło dzienne, nie możemy oprzeć się wrażeniu, że wiele z wczorajszych wypowiedzi członków Komisji, w tym zwłaszcza cykliczne „podsumowania” Przewodniczącego Patryka Jakiego – miały służyć głównie politycznemu show. Obawiamy się, że w swoim zachwycie nad trwającą walką polityczną i wspaniałym materiałem do pisania kompromitujących warszawską PO tweetów – członkowie Komisji zapomną o tym, co najważniejsze. Mianowicie, że Komisja Weryfikacyjna, jak sama jej nazwa wskazuje, jest organem do spraw usuwania skutków prawnych decyzji reprywatyzacyjnych dotyczących nieruchomości warszawskich wydanych z naruszeniem prawa. Podstawowym zadaniem Komisji powinno być więc ustalenie, czy dana decyzja, taka jak decyzja dotycząca Twardej, została wydana zgodnie z prawem i czy istnieją podstawy do jej unieważnienia. Komisja powinna przede wszystkim prowadzić rzetelne postępowanie dowodowe pod tym kątem i dążyć do tego, by w razie wystąpienia naruszeń prawa przywrócić daną nieruchomość do zasobu publicznego, bądź zasądzić wobec odpowiedzialnych osób stosowne odszkodowanie. Niestety nie mamy wrażenia, by większość zadanych wczoraj przez członków Komisji pytań nakierowanych było głównie na ten cel.
Powyższe jest w naszej ocenie skutkiem podjętych przez rządzących decyzji personalnych. W toku prac nad ustawą konstytuującą Komisję apelowaliśmy, żeby umożliwiono zasiadanie w niej przede wszystkim niezależnym ekspertom, a w mniejszym stopniu posłom. Tak się jednak nie stało i stąd wydaje się, że posiedzenia Komisji weryfikacyjnej będą – tak jak wczoraj – bardziej przypominały posiedzenia sejmowych komisji śledczych niż bezstronnego, profesjonalnego organu administracji publicznej.

III.
Nierozwiązanym problemem pozostaje też kwestia adresów, którymi zajmuje i będzie zajmować się Komisja. Na ten moment w pierwszej kolejności wybrano sprawy najbardziej widowiskowe. W przypadku Twardej 10 – żeby było śmieszniej (albo bardziej rozczarowująco) za adres ten przed Komisją zdążył się już nawet zabrać sam Ratusz. Dzięki temu Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz otrzymała dodatkowy pretekst, by bojkotować prace Komisji – już bowiem skierowano do NSA pismo, w którym pani Prezydent wnioskuje o rozstrzygnięcie rzekomego sporu kompetencyjnego między Miastem a Komisją.
Niedawno wraz z dwoma członkami Komisji oraz Komitetem Obrony Praw Lokatorów pisemnie apelowaliśmy do Komisji m.in. o uzgodnienie przejrzystych kryteriów, na podstawie których ustalana będzie kolejność spraw rozpatrywanych przez Komisję. Do dziś nie doczekaliśmy się w tej sprawie żadnej odpowiedzi, ani też publicznej deklaracji, że takie kryteria zostały przyjęte.

Tymczasem podstawową wartością, jaką w naszej ocenie Komisja mogłaby wnieść w trwający proces warszawskiej reprywatyzacji, byłoby zajęcie się sprawami, w przypadku których w nieruchomościach nadal zamieszkują poszkodowani Lokatorzy. Komisja powinna więc priorytetowo rozpatrywać sprawy zgłaszane przez lokatorów, którzy wciąż mieszkają w kamienicach przejętych w nieprawidłowy sposób. Na ten moment tak się nie dzieje.

W rezultacie, podczas gdy politycy podczas pierwszej rozprawy Komisji byli w znacznej mierze zajęci budowaniem swoich karier i pisaniem błyskotliwych tweetów, przed Ministerstwem Sprawiedliwości zgromadzili się rozczarowani, ale nadal pełni nadziei Lokatorzy, którzy w ramach akcji informacyjnej Komitetu Obrony Praw Lokatorów postanowili przypomnieć o sobie członkom Komisji.

My również nadal mamy nadzieję, że ich głos zostanie w końcu usłyszany.