Milion pni dla Warszawy… – nie tylko PiS jest odpowiedzialny za wycinki!

Warszawski Ratusz robi sobie dobry PR na walce z #lexSzyszko.
A rzeczywistość trzeszczy tak głośno, jak ścinane drzewo…

W ostatnich dniach dostajemy od Was bardzo dużo wiadomości o wycinkach drzew. Staramy się na wszystkie odpowiadać i na bieżąco je sprawdzać. Niestety, choć #lexSzyszko robi swoje, bardzo wiele spraw, które zgłaszacie, to wycinki zaakceptowane czy wręcz zlecone przez m.st. Warszawa. Głośne są też sprawy opisane przez media, jak choćby wycięcie na raz całej alei w warszawskim ZOO czy wycinki pod kolejne miejskie autostrady, jak Czerniakowska-bis.

Niestety, nic nie przykryje faktu, że w warszawskim Ratuszu w polityce wobec drzew od lat króluje podejście, które niewiele różni się od tego prezentowanego przez min. Szyszko. Mimo licznych apeli organizacji społecznych i ruchów miejskich, plany miejscowe chroniące tereny zielone są uchwalane w ślimaczym tempie albo w ogóle. Nadal nie doczekaliśmy się też inwentaryzacji drzew w mieście, która była jedną z obietnic wiceprezydenta Olszewskiego. A co z szumnie zapowiadanym programem “milion drzew dla Warszawy”? Oddajmy głos temu, który go zgłosił, czyli radnemu Szostakowskiemu:

“- Rzeczywiście, przyjęliśmy takie stanowisko, ale okazało się, że samorząd nie jest w stanie posadzić w sensownym czasie takiej liczby drzew – przyznaje dziś Szostakowski. – Zakładałem, że skoro Amerykanie mogą, to my też, ale program jest bardziej skomplikowany, niż mi się wydawało – dodaje radny.*

Kurtyna.

Interesują nas też w tym wszystkim dwie sprawy:

– Jak to możliwe, że Ratusz tak szybko podliczył ilość drzew na prywatnych działkach które są zagrożone przez #lexSzyszko, a od co najmniej roku nie jest w stanie podliczyć ich ilości na działkach należących do miasta?

– Jak to jest, że w przypadku dzikiej reprywatyzacji zawsze znajdował się sposób, by zwrócić grunt prywatnym właścicielom nawet jeśli można było do tego nie dopuścić, a w przypadku drzew nagle gdy prywatny właściciel chce coś wyciąć, to “jesteśmy bezradni” i “czas liczymy w padających drzewach”? Gdyby tak wcześniej czas liczyli w traconych działkach, to może szybciej by im zleciał.

Podsumowując: jak cięli, tak tną, planów miejscowych brak, a sadzić i inwentaryzować #NieDaSię. Ale jak trzeba się pokazać na obrońcę drzew, bo przeciwnik polityczny ułatwia ich wycinkę, to pierś do kamery dumnie się pręży, a szalik powiewa na wietrze. Tak, jak na co dzień zwisa i powiewa im los drzew, a razem z nimi – jakość życia w mieście spowitym smogiem.

Nie nabierzemy się na to. Drogi Wiceprezydencie, drodzy urzędnicy, jeśli chcecie udowodnić, że faktycznie zależy Wam na drzewach – zacznijcie realne działania. Doprowadźcie do końca swoje obietnice. Zmieńcie podejście do zasobu, który jest na wagę złota – dorosłych warszawskich drzew. Przestańcie budować miejskie autostrady kosztem zieleni. No i plany, plany, plany… ale nie te opowiadane do kamery, tylko te na papierze, Miejscowe Plany Zagospodarowania Przestrzennego, chroniące tereny zielone. Nie na świętego Nigdy. TERAZ.

* źródło: http://tvnwarszawa.tvn24.pl/informacje,news,mial-byc-milion…